Każdy kraj w coś tam sobie wierzy. W końcu, jak mawiają, co kraj to obyczaj. I właśnie ten obyczaj prześwietlimy dzisiaj. Przesądy. Nowe, stare, śmieszne, smutne. Znasz jakieś? Wierzysz w nie? Bo Niemcy… i tak i nie ;)
To jak to jest z tymi niemieckimi przesądami?
PIĄTEK TRZYNASTEGO
PL: Tak. Przecież sam wiesz, jaki to najgorszy z możliwych dni. Pech za pechem spotyka nas od progu. Albo wręcz od momentu kiedy ledwo postawimy obudzoną stopę na zimnym panelu. Generalnie to, w piątek trzynastego, najlepiej byłoby zabarykadować się na cały dzień pod kołdrą, nie dotykać niczego ostrego i w spokoju czekać, aż ten fatalny dzień w końcu przeminie. No… podobno ;)
DE: No cóż. Oprócz piątku trzynastego, tutaj jest jeszcze jeden dzień w roku, kiedy to lepiej nie żartować za dużo… bo przecież toż pechowe. Jak wszystko w tym dniu. Tak, moi mili. W prima aprilis, czyli 1 kwietnia, lepiej wystrzegać się wszystkiego, podobnie jak w piątek trzynastego. Hmm… dobrze, że piątek trzynastego i prima aprilis nie mogą wystąpić w tym samym dniu. Ale co się stanie jak 1 kwietnia wypadnie po prostu w piątek?
KOMINIARZ
PL: Pamiętam, że gdy zobaczyło się kominiarza, to wszyscy zawsze piszczeli żeby się za guziki łapać i życzenia wymyślać. Z tego co kojarzę, żadne z tych moich kominiarzowych życzeń nie wypaliło, więc… oficjalnie wszem i wobec stwierdzam, iż ten sposób nie działa, żeby wygrać w Lotto :D
DE: W Niemczech nie wystarczy widzieć kominiarza. Trzeba do niego podejść. Podać rękę. Uśmiechnąć się. Kupić ciastko. Nie no spoko, żartuję z tym ciastkiem. Chociaż w sumie, może wtedy bardziej by podziałało? Dopiero wtedy kominiarz przynosi Niemcom szczęście i co najważniejsze – wtedy nie ma znaczenia ile trzynastych piątków w danym roku jeszcze przed Tobą. A już spotkać go wracającego 1 stycznia z imprezy sylwestrowej, w swoim uniformie rzecz jasna, to „łolaboga” najlepsze co może się zdarzyć.
PODKOWA
PL: Dostajemy na szczęście, kupujemy na szczęście, wieszamy, przybijamy i… wierzymy. Jedni do góry dupą, inni do góry dziurą. Co kto woli, choć każdy mówi inaczej. Tylko nie zaczynajcie tego tematu przy rodzinnym obiedzie – kłótnie murowane!
DE: W Niemczech podkowę należy dostać. To pierwsze i najważniejsze. Drugie – musi ona być przymocowana dziurą do dołu – łapie nieszczęścia więc na logikę, nam zostają tylko szczęścia. Zobaczycie ją u wielu Niemców nad drzwiami wejściowymi (no jak was do domu wpuszczą ofkors), w mniejszych sklepach, na stacjach benzynowych czy też na samochodach (wtf?).
ŁAMANIE NÓG
PL: No… nie dosłowne. Ale połamania życzymy w sumie często. A to ważny występ, a to prezentacja, a to konferencja, matura, studniówka i inne takie bajery szmery. Ale co by było, jakby ktoś faktycznie w ten dzień złamał nogę?
DE: Tutaj nie życzymy połamania nóg! O nie! Tutaj plujemy. Nie w twarz co prawda, no ale jednak. Oplucie kogoś nabiera innego znaczenia. Byle by było na ramię, lewe w sensie osoby opluwanej, z magicznym zaklęciem. A zaklęcie zwie się „toi, toi, toi”. Mnie kojarzy się z kiblem, mimo że francuski znam. No ale. Plujcie moi mili, Niemcy będą zadowoleni :D
SÓL
PL: Gdy rozsypiesz sól, musisz zasypać ją cukrem. A cukier solą też przepraszam? Bo ja to nie wiem. Ale słyszałam nie raz w rodzinie „wysyp na nią trochę cukru”. Idąc tym tropem będę miała całą kuchnię w białych kryształach (czarne płytki i blaty mam). No ale solą się sypie prawda? A to przez lewe ramię, a to przez prawe, a to na nowy dom, a to na coś tam. Nie znam w sumie tego przesądu zbyt dobrze.
DE: No cóż, w zasadzie tutaj historia ta sama co i w Polsce. Znaczy się możliwe, że każdy Niemiec ma kuchnię brudną od soli i cukru :D
CZARNY KOT
PL: Wystrzegaj się na ulicy! A już na pewno nie pozwól, by przypadkiem przeszedł Ci drogę. Jeśli nie zginie pod kołami Twojego samochodu, nieszczęście masz murowane. Nie no, z tym ginięciem to trochę pod tanią produkcję kinową podeszło, ale spoko, wiecie o co kaman.
DE: No musimy się wystrzegać także. Ale nie jest to tak skomplikowane jak w Polsce. Tutaj, aby czarny kot przyniósł nam pecha, musi przejść nam drogę z lewej strony na prawą. Nikt tylko nie wie, czy chodzi o strony z naszego punktu widzenia, widzenia kota, czy też może innego wędrownika, który akurat znajduje się po drugiej stronie nieszczęśliwego zwierzęcia.
WELON
PL: Na ślubie. Rzucamy i czekamy, która złapie. Bo potem musi się hajtnąć jako ta następna niby. Czy jakoś tak. Nie wiem. Złapałam, po czym wyszłam za mąż po…10 latach i to jeszcze za kogoś innego :D
DE: Tutaj Młoda nie rzuca Welonem. Co sobie będzie ałtfit psuć. Tutaj rzuca w panny podwiązką. Pończochą. Zabawne. Na prawdę bardzo zabawne.
TOAST
PL: Nie znam żadnego z przesądów dotyczących picia toastu w Polsce, ale jeśli Ty znasz, podziel się ze mną!
DE: Tutaj nie wolno wznosić toastu wodą, a poza tym to jak już go wznosimy, należy patrzeć w oczy temu, któremu stukamy w kieliszek. Bo jeszcze się obrazi! A tak poza tym, mając gdzieś obrażanie się naszego niemieckiego znajomego, uważaj – jak nie popatrzysz mu w oczy podczas toastu – czeka Cię 7 lat nieszczęścia w… pożyciu seksualnym :D Nie mogłam przestać się śmiać.
___________________________________________________________
Znacie jeszcze jakieś ciekawe przesądy niemieckie lub polskie? Takie z dziada, od pradziada, niekoniecznie mające sens w dzisiejszych czasach? Dajcie znać! Chętnie je poznam i myślę, że czytelnicy również :)
1 Comment
Monika
23 października, 2016 at 2:03 PMJa słyszałam, ze składanie komuś życzeń urodzinowych oraz wręczanie prezentu w Niemczech wcześniej niż we właściwy dzień urodzin przynosi pecha. Życzenia wolno składać najwcześniej w urodziny, bądź jeżeli to z jakichś przyczyn niemożliwe w tym dniu, to po urodzinach także jest to przyjęte jako reguła, ale nigdy wcześniej.