Każdy kraj ma swoje własne, indywidualne przyzwyczajenia. Ochy i achy, którymi się zachwyca. Swoje priorytety. Swoje stereotypy. Swoje społeczeństwo. I tak, Niemcy to społeczeństwo niby mało niemieckie, bo przecież całe takie multi-kulti, ale jakoś, gdy przyjdzie popatrzeć na to wszystko z boku okaże się, że są rzeczy szczególne. Warte uwagi. Śmiechu i smutku. Zastanawiałeś się jakie aspekty definiują, czy jesteś już za długo w Niemczech?
Sytuacje, które się pojawiają w naszym życiu, determinują nasze wyuczone podejście, by reagować w znany nam sposób. Ale co, jeśli zaczynamy reagować zupełnie inaczej jak kiedyś? Jeszcze pal licho, że po prostu reagujemy, robimy coś, ot tak, z automatu, i o wszystkim zapominamy, święcie przekonani o zupełnej naszej normalności. Ale co, jeśli przyjeżdża do nas nasza polska rodzina, i śmieje się z nas, wcale nie za plecami, z tego, że zrobiliśmy się bardzo niemieccy?
Niemieccy czyli jacy?
Nooo… wie ktoś, po czym poznać, że jest się już zdecydowanie za długo w Niemczech?
1. Wszystko to, co niemieckie jest najlepsze!
No przecież! Lodówka? Piekarnik? Zmywarka? Najlepiej Miele. Auto? Tylko VW, Audi, bądź BMW. Hilti i Bosch. Mało tego – cukier oczywiście z Niemiec. Kukurydza i ziemniaki też. Nie ma niemieckich bananów? Ale jak to? To znaczy, że MUSZĘ kupić hiszpańskie? A co z naszą niemiecką gospodarką?
Tak. Niemcy uwielbiają swoje. Są przerażająco wkurzający na tym punkcie, ale tak już mają, cóż zrobić. Niemieckie jest najlepsze, najtrwalsze, jedyne w swoim rodzaju i kij z tym, że produkowane w Chinach ;)
2. Nigdzie się nie śpieszę, bo mam czas.
Nie ważne czy akurat idę pasażem w centrum miasta, a Ty próbujesz zdążyć na pociąg. Nieważne, że śpieszysz się na autobus, a ja w sklepie kasuję Twoje zakupy w żółwim tempie. Nieważne, że trzeba szybko. SZYBKO MĘCZY. A my się nie przemęczamy. Czas jest na wszystko. I zawsze. A jak się gdzieś spóźnię to po prostu przeproszę. Codziennie to robię. Jakieś pięćdziesiąt razy.
Niemcy nie lubią się śpieszyć. Nie mam pojęcia skąd się to wzięło, ale tak już jest. Często działają w swoim prywatnym tempie, i mało interesuje ich to, że komuś innemu mogą w ten sposób utrudnić byt. Oh, jak ja tego u nich nie lubię!
3. Niedzielę spędzam z rodziną, bo przecież wszystko jest pozamykane!
Jak można mieć otwarte sklepy w niedzielę? To ktoś do nich chodzi? W niedziele też nie choruję, bo apteki zamknięte. Często też tankuję auto najpóźniej w sobotę, bo co będzie, jak wymyśli mi się gdzieś jechać, a stacje będą zamknięte? No przecież mogą!
W Niemczech sklepy w niedzielę są zamknięte. Czasem zdarzają się tak zwane Verkaufsoffener-Sonntag, czyli w niektóre niedziele, w konkretnych miastach, sklepy są otwarte w jakichś „normalnych” godzinach. Stacje benzynowe czasem są w niedziele zamknięte. Oczywiście nie wszystkie, ale nie powinien to być powód do nerwów i zaskoczenia. W Niemczech zamknięte niedzielnie stacje benzynowe to normalka. Apteki są zamknięte, nie spotkałam jeszcze otwartej apteki w niedziele, ale jeśli się mylę, możecie mnie uświadomić :)
4. Nie pracuję 8h tylko 9h. Dlaczego? Bo mam godzinę przerwy na lunch!
I nie waż się tego zmieniać. Mój czas, moje 5 minut. A w zasadzie to 60. Mogę iść gdzieś, do jakiejś knajpki, restauracji lub innych tego typu zdrowych fast food miejsc, by w spokoju, przez godzinę, rozkoszować się czasem wolnym od pracy, żując dokładnie papierowe makdonaldowe mięso. Coś muszę załatwić? Nie nie, to nie w trakcie lanczu przecież. Od tego jest wolne. Albo choroba.
Niemiec szanuje SWÓJ czas. Przerwa to przerwa. Przerwy ma 60 minut, więc dopiero w 65 minucie od wyjścia wróci do pracy, bo przez rzeczone sześćdziesiąt to on siedzi. I coś zjada. Przerwy nie są od załatwiania spraw nie cierpiących zwłoki. Od tego jest wolne, wyjście z pracy wcześniej, przyjście do pracy później. Egal.
5. Hallo, dzień dobry, mam katar, nie przyjdę dziś do pracy.
Boli mnie ręka – nie mogę pracować. Brzuch, bo właśnie dostałam okresu – nie mogę pracować. Palec, bo z własnej głupoty przyrąbałam nim w ścianę? No… nie mogę przecież iść do pracy. A nuż trzeba będzie zrobić coś ciężkiego, albo ważnego.
Niemcy szanują swoje zdrowie bardzo przesadnie! Bardzo tego nie lubię, a jak słyszę, że ktoś nie przyszedł do pracy, bo rozbolał go brzuch, to niestety ale nóż w kieszeni mi się otwiera.
6. Paliwo jest ciągle za drogie!
Dlaczego to paliwo ciągle drożeje? Obniżmy cenę paliw, a dorzućmy większy podatek za drogi! Wtedy płaci każdy, niezależnie od tego czy dużo jeździ, czy też nie. Masz auto w garażu, które wyciągasz jedynie od ulewy? Co tam! Podatek się należy. A paliwo musi być tanie! Niemiecka logika.
Nie chce mi się nawet tego komentować.
6. Spotkajmy się u mnie w kawiarni.
Ej, sorry, wiesz… nie znamy się zbyt dobrze. Te pięć lat znajomości to taki pryszcz. Spotkanie? No chętnie! Wiesz, u mnie w okolicy jest przyjemna kawiarnia. Napijemy się kawy!
Nie wiem dlaczego, ciągle jeszczetego nie obczaiłam, ale Niemcy nie lubią zbytnio zapraszać obcych do domu. A już tym bardziej obcokrajowców. Taki absurd. Albo taka sytuacja.
7. Gdy odwiedzisz mnie przypadkiem w domu, tylko raz zaproponuję coś do picia.
No dobra, coś mi odbiło i Cię zaprosiłam. Przez przypadek chyba. Albo to Ty przypadkiem zapukałeś w moje drzwi, a ja głupia Ci otworzyłam. No już trudno, wejdź. Chcesz coś do picia? Nie odpowiadaj „nie dzięki, może później”, bo raczej kolejnego pytania się nie doczekasz.
Niemcy nie pytają po kilka razy, jak to zwykło się widywać w Polsce, czy nie chciałbyś jeszcze czegoś się napić, czy nie chciałbyś jeszcze czegoś zjeść. Dostałeś picie? Wypiłeś? To spadaj.
8. Ale tysiąc razy zapytam, czy nie jest ci zimno.
Uwielbiam wietrzyć w swoim domu, i pytać każdego czy mu nie wieje. Tysiące razy. Bo zawieje Ci po nogach, nic nie powiesz, a mi będzie głupio. Ale picie sobie daruj. Tego nie musisz mieć. Byle by Ci nie wiało.
Ja nie wiem co oni mają z tym przeciągiem, no nie wiem!
9. Na czerwonym się nie przechodzi!
I upomnę Cię za każdym razem, kiedy akurat spróbujesz to zrobić w mojej obecności. Kazanie murowane!
I lubią pouczać innych. Oj, lubią.
10. Kiełbasy, chce mi się kiełbasy!
Co by tu zjeść? Ale jestem głodna…. choć kupimy jakieś czekoladki. I wychodzisz z kiełbasą.
Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek w życiu zacznę jeść kiełbasę. Już pomijam mięso. Zaczęłam przecież kilka lat temu. Nie narzekam. Ale kiełbasa? Na co i po co mi ona posmakowała?
Są rzeczy logiczne bardziej i mniej. Są humory, ale i ich brak. Totalny. Są ludzie i ludziska. Niemcy i NIEMCY. Ale to nieważne. Bo są też sytuacje, na których łapiesz się po tych czterech latach, i śmiejesz się w duchu. Bo rodzina właśnie Cię uświadomiła.
Stałeś się Niemcem.
Podobał Ci się ten tekst? Nie bądź bierny, skomentuj i/lub udostępnij go innym!
17 komentarzy
Kondux
10 stycznia, 2015 at 3:20 PMNa szczęście nie wyglądasz nie Niemkę ;)
Aleksandra Maslon
10 stycznia, 2015 at 6:48 PMDzięki Bogu! :D
Rafał
10 stycznia, 2015 at 9:36 PMCzyli jeden punkt jest wspólny z tym co się myśli/robi w Polsce. U nas też większość uważa, że to co niemieckie jest najlepsze ;)
Natomiast jeśli komuś przeszkadza brak pośpiechu i wynikający z tego luz ludzi, pozamykane sklepy w niedzielę czy niechodzenie do pracy podczas choroby to… zapraszamy do Polski. Myślę, że kilkumiesięczna kuracja codziennego życia pozwoli na ponowne zatęsknienie za niemieckością ;)
Swoją drogą to, że w polskich ogłoszeniach o pracę często w wymogach jest napisane „odporność na stres” to nie przypadek ;)
Aleksandra Maslon
12 stycznia, 2015 at 4:55 PMNic mi nie przeszkadza :D Chyba… choć uważam osobiście, że naciganie „złego” samopoczucia, nie nadającego się do pracy, jest aż nagminne. Co innego faktyczna choroba, a co innego traktowanie pracy na zasadzie „palec i główka…” ;)
Paweł Zieliński
11 stycznia, 2015 at 8:50 AMBardzo podobał mi się ten tekst, bo w fajny sposób ilustruje życie w Niemczech :)
Co do niektórych punktów faktycznie można by mieć zastrzeżenia, jednakże co kraj to obyczaj więc warto podejść do tego inaczej choć zdaje sobie sprawę, że można się zdenerwować :) (chociażby godzinną przerwą na jedzenie)
Pozdrawiam mega pozytywnie
Rosa
11 stycznia, 2015 at 11:06 PMNiedawno byłam w Berlinie i bardzo mi się tam podobało. Chyba trzeba tam pobyć trochę dłużej żeby zauważyć te wszystkie 'smaczki’. Ja zaobserwowałam, że w Berlinie jest jakoś mało Niemców, za to mnóstwo ludzi innych narodowości. :)
Aleksandra Maslon
12 stycznia, 2015 at 4:53 PMChyba w większych miastach wszędzie będzie widoczna taka dysproporcja :)
20 oznak, że mieszkasz w Japonii zbyt długo | Foki z Fukuoki
14 stycznia, 2015 at 11:40 PM[…] tutaj możecie przeczytać, jak to wygląda w Turcji, Malezji, Anglii, Indonezji, Chinach, RPA, Niemczech i […]
Monika
11 lutego, 2015 at 7:03 PMPo przyjeździe do Niemiec chce mi się nie tyle kiełbasy co Haribo ;-) Dosłownie wpadam w uzależnienie, ostatnio każda wizyta w supermarkecie kończy się słodką torebką w koszyku; no przecież tyle tych rodzajów tu jest, że muszę spróbować wszystkich i to tylko 99 eurocentów za paczkę ;-)
Alexandra eM.
12 lutego, 2015 at 7:15 AMTak… znam to doskonale :D Napisałam jednak celowo o kiełbasie, bo w całym moim wcześniejszym życiu jej nie jadłam :D
A Haribo uwielbiam!
Sonia Piecha
15 kwietnia, 2015 at 2:55 PMTak, tak….w tępie. Moze nawet zolwim. Czy ktos tu jest tępy???? A moze ma li i jedynie wolne tempo??? Trudno powiedziec. Wiesz co QUEEN OF SPADES??? Jak ci sie tu nie podoba to….spadaj :-))))) Albo konkretnie mowiac–spierdalaj!
Anna Zumi
9 czerwca, 2015 at 7:59 PMSama mieszkam w Niemczech i mój mąż jest Niemcem (na szczęście stereotypowym). Bardzo podoba mi się Twój wpis i zgadzam się z wieloma punktami, które też mnie śmieszą/irytują. :) Dla mnie niezrozumiałe jest też ich zamiłowanie do planowania urlopu. Dopiero wrócili z jednego i już wybierają się na drugi… cały rok rozmawiają o jakiś urlopach i uznają mnie za bardzo dziwną i sztywną, bo nie wiem czy i gdzie pojadę za 2 lata. :)
Kasia | Droga do minimalizmu
9 sierpnia, 2015 at 7:09 AMCiekawa sprawa z tym planowaniem urlopu ;) Ale sztywniaki hihi.
Diana
29 listopada, 2015 at 1:34 PMSmieszny post :) Kocham to, ze w niedziele wszystko jest pozamykane :) Mozna odpoczac od tego konsumpcjonizumu. A co do przechodzenia na czerwonym to we Frankfurcie/Menem to notoryczne i nikt nikogo nie poucza – ewnetualnie jak rowerem po chodniku jezdziesz, to na pewno zaraz sie jakis stary Niemiec odezwie, mimo iz ma 3 metry miejsca ;)
Stefan
3 grudnia, 2017 at 6:49 PMwłaśnie zamierzam przenieść się z żoną na dłuuuuużej do Niemiec. Mam już trochę doświadczenia jeżeli chodzi o mieszkanie w Niemczech bo od półtora roku z małymi przerwami pracuję i mieszkam w Niemczech. Moje doświadczenia póki co są generalnie pozytywne, ale to może dlatego, że głównie przebywałem na terenie Badeni-Wittenbergi. Sami Niemcy twierdzą, że tu relacje międzyludzkie są bardziej pozytywne niż w innych częściach Niemiec. Sam tekst bardzo mi się podobał i przeczytam go znowu jak pomieszkam tu parę lat i zobaczę na ile się sprawdził. Jak chodzi o kiełbasę to już się zastanawiam jak ja sprowadzać z Polski no i oczywiście normalny twaróg bo z tego co tu sprzedają nie da się zrobić dobrych ruskich pierogów.
Ola
5 grudnia, 2017 at 11:09 AMPolskie produkty można zakupić już w coraz większej ilości sklepów w Niemczech – sprawdzaj większe sklepy Rewe czy Edeka ;)
W Badeni i w Bayern najlepiej <3
mobile laptops
5 września, 2020 at 3:56 AMI got what you intend,saved to fav, very decent internet site.