Taaaak. Jakby ktoś z odwiedzających bloga myślał, że Niemcy, to kraj usłany różami i na każdym kroku czeka na nas szczęśliwe życie, to ma dowód, że tak nie jest. Jak każdy kraj, ma swoje plusy i właśnie minusy. Nadszedł czas na drugą stronę medalu. Jakie są więc minusy życia w Niemczech, jakie dostrzegam po 4 latach?
ZOBACZ FILM: MINUSY ŻYCIA W NIEMCZECH .
1. BIUROKRACJA
– już Wam o niej pisałam. Jest ogromnym plusem, gdy mówimy o różnicach niemiecko-polskich. Jest zorganizowana i wykorzystuje umiejętnie dobroci XXI wieku, jakimi są maile, internety i inne tego typu cuda. Ale to właśnie ta organizacja, i system działania z powodzeniem mogę określić minusem. Nie spotkałam się nigdy wcześniej z taką natarczywością urzędników, którzy przez ilość formularzy, a zaraz po nich, występujących w nich pytań, muszą wszystko wiedzieć. Są sympatyczni, w większości pomocni – zgodzę się z tym zawsze. Ale prawo mają tak skonstruowane, że nic tutaj nie przejdzie bokiem. A że jeszcze jesteśmy w Unii Europejskiej, to tym bardziej, jakby chcieli, mogą wiedzieć o nas wszystko: ile lat jesteśmy z partnerem, w jakich bankach w PL mieliśmy konta, gdzie się rozliczamy, ile zarabiamy, co mamy w domu. Raty ściągają automatem z podanego konta, odsetki liczą za jeden dzień zwłoki, i jest w sumie jeszcze wiele, wiele takich innych niuansów. Tak, po dziś dzień są chwile, kiedy moje zdziwienie pokazuje szczęka leżąca na podłodze, ale nic nie możemy z tym zrobić. Od urzędu pracy, o którym napiszę Wam osobną notkę, w którym byłam zameldowana pół roku, dostałam przez ostatni rok tyle makulatury, że spokojnie jedno drzewo bym postawiła. Wszystko fajnie, pięknie i ładnie, ale zdecydowanie za dużo.
2. USŁUGI
– koszt usług różnych firm, publicznych jak i prywatnych, jest porażająco wysoki. O ile zakupy możemy robić z uśmiechem na ustach, tak wybierając się do doradcy podatkowego, prawnika, szewca lub krawcowej, uśmiech zniknie nam z twarzy, gdy usłyszymy, ile należy zapłacić. To jest „czarna strefa” Niemiec, której zdecydowanie nie lubię. Prywatne kliniki są drogie. Usługi wykonawcze są drogie (stąd tak dużo ludzi łasi się na polskie firmy budowlane i potem mają problem, bo te polskie firmy budowlane nie budują zgodnie z niemieckim prawem budowlanym a polskim!).
3. BYCIE BIAŁYM
– tak, cudownie to brzmi, wiem. Ludzie „biali”, w odróżnieniu od innych ras, które żyją w Niemczech, mają odrobinę bardziej pod górkę, jak inne (umówmy się, że nie mówimy o ludziach z niemieckimi papierami, bo oni są na szczycie piramidy – mają najłatwiej) . Nie wiem z czego to wynika, i dlaczego taki dziwny sposób patrzenia na ludzi tu panuje, ale sprawując troszkę wyższe stanowisko dziś, widzę, jak traktuje się np. Polaka i Turka w tym samym miejscu pracy. Od białego się wymaga (bo on przecież może, yyy….nie, nie – musi, bo chce pracować!), a na innego, który stwierdzi, że nie będzie tego robił, że nie umie, bo nie i już, patrzy się pobłażliwie. To boli. Nie tylko mnie i nie tylko ja to widzę. Ale wiem z czego to wynika. Niemieckie prawo jest tak skonstruowane, że najważniejsze jest dobro człowieka, nieważne skąd on pochodzi. I z wielu punktów działania można posądzić kogoś o rasizm, mobbing, wykorzystywanie i inne takie sprawy. I Niemcy bardzo się tego boją, bo to są cholernie ciężkie tematy. Boją się przede wszystkim przybyszy z bliskiego wschodu, czasem z Afryki, bo to głównie oni swego czasu zgłaszali bardzo dużo takich spraw. I w pewnym momencie Państwo miało z tym olbrzmi problem. Trochę to przeszkadza, bo wygląda trochę jak faworyzowanie. A w gruncie rzeczy jest wypracowanym zachowaniem obronnym.
4. POGODA
– oh, jak ja jej nie znoszę. Każdy dzień jest inny. Raz słońce, raz deszcz. Raz wieje, raz grzeje. Parasol musisz mieć nieustannie przy tyłku, lato trwa całe 3 tygodnie (ale za to jest masakrycznie upaaaalne), śnieg potrafi padać w połowie roku (i nie mieszkam na Syberii dla przypomnienia), i ciągle nie wiesz jak się ubrać. Nie lubię tutejszej pogody, nie odpowiada mi.
5. „GDZIE SĄ MOI PRZYJACIELE”
– tutaj na pewno nie! I nawet nie zamierzam ich szukać. Tęsknię za rodziną i przyjaźnią, jakiej nauczyła mnie polska młodość. Niby jestem tak blisko, bo to przecież tylko tysiąc kilometrów, a mimo to tak daleko. Tak wiele rzeczy mnie omija. Tak bardzo bym chciała być z najważniejszymi mi ludźmi w ich ważnych chwilach. Tak. Czasem mam ochotę się spakować. Tu i teraz. Rzucić wszystko w kąt i wypłakać się w rękaw Mamy, Siostry bądź Przyjaciółki. Tylko co wtedy?
6. PROBLEMY Z PRACĄ W ZAWODZIE
– szczególnie w tym, który wymaga uznania, a my studiowaliśmy w PL. Bywa ciężko, trzeba się natrudzić, na-załatwiać i bez stresu się nie obejdzie. Ale można. Po wielu perypetiach.
7. JĘZYK
– tak, niemiecki ma dwa końce. Szczególnie dla mnie – osoby, która nigdy wcześniej się go nie uczyła, i wszelkimi możliwymi sposobami, zapierając się nogami i rękami, nie zamierzała. Lubię go, bo jest logiczny. Ale denerwuje mnie okropnie, bo uczę się i uczę, i ciągle to jeszcze nie to. No i nie angielski. I nie polski. A do francuskiego nawet podobny nie jest. Jak oni w Szwajcarii mogli połączyć tyle języków ja się pytam ;)
Jak sami widzicie perypetie na emigracji, to nie tylko piękne obłoczki i kolorowe cukierki. Niejednego zepsutego grzyba trzeba zjeść. Macie jakieś swoje spostrzeżenia? Coś, co określilibyście minusem życia w Niemczech?
12 komentarzy
Viennese breakfast
16 października, 2014 at 8:20 AMBycie białym – to problem nie tylko niemiecki. Niestety. Poprawność
polityczna doszła już dawno do takiego poziomu głupoty, że…szkoda
klepać w klawiature :( Język logiczny, ale jakoś ciężko mi wchodzi do
łba. Oj ciężko, ale damy radę :)
Aleksandra eM.
16 października, 2014 at 6:47 PMPewnie, że damy :)
Tedi
16 października, 2014 at 11:53 AMTeż mnie przeraża tendencja do „faworyzowania” innych ras, innych orientacji seksualnych czy innych religii. Już się boję co będzie za jakiś czas…
Aleksandra eM.
16 października, 2014 at 6:46 PMMoże wbrew temu, co wynika z pogarszających się statystyk, będzie lepiej? :)
Paweł Zieliński
17 października, 2014 at 8:16 AMFajnie jest poczytać tego typu publikacje z punktu widzenia osoby, która żyje na co dzień w tym miejscu i może opowiedzieć wiele ciekawych rzeczy :)
Pozdrawiam
Adrianna Suwald
2 grudnia, 2014 at 7:18 PMAch, mój ULUBIONY temat.
Dosłownie kilka dni temu rozmawiałam z koleżanką (Niemką) na temat poruszony w punkcie trzecim… najbardziej opłaca się być śniadym/całkiem ciemnym i koniecznie wyznawać inną religię. Wtedy możesz liczyć na jakikolwiek szacunek i/lub to, że zostawią cię w spokoju. Niestety my przybysze „Z Europy Wschodniej” jesteśmy na szarym końcu łańcucha pokarmowego. W końcu na 100% jesteśmy tu żeby sprzątać / zarabiać ciałem…
Oczywiście numer 5 – zgadzam się w 100%. Nawiązanie jakiejkolwiek, nie wspomnę już o głębokiej, relacji z Niemcami to mission impossible. No chyba, że należą to frakcji hipstero-wegan to wtedy vide punkt 3 ;-) Dobrze jest się przyjaźnić z kimś z innego kontynentu i pokazać jakim się jest tolerancyjnym.
No i wisienka na torcie – język niemiecki. Nie mam trudności z uczeniem się języków obcych, ale ten niemiecki po prostu nie wchodzi. Chyba dla mnie jego problem polega na tym, że jest zbyt logiczny – każde zdanie można wyrazić tylko w jeden, jedyny poprawny sposób. Przeklęta składnia!
Uffff… przepraszam za ten MEGA negatywny wpis. Przeczytam też plus wg ciebie, może coś znajdę wreszcie ;-)
Aleksandra eM.
11 grudnia, 2014 at 1:38 PMEuropa Wschodnia sama sobie zgotowała ten los całą żelazną kurtyną i wszystkim co było niedostępne a kuszące. Dziś mimo, że już dawno jej nie ma, to i tak jest tak, jakby dalej była. Choć te młode pokolenia już troszkę inaczej patrzą :) Na szczęście…
Adrianna Suwald
11 grudnia, 2014 at 4:41 PMChyba Bawaria cię rozpieszcza… ;-) Tutaj w Saksonii młode pokolenie bardziej się kryje z poglądami – ale do czasu. Mieszkałam 6 miesięcy w jednym WG z samymi Niemcami i miałam dużo problemów związanych z uprzedzeniami. W drugim WG nastapiła kulminacja problemu – mój współlokator był pewien, że moje koleżanki Polki ukradły mu złoty zegarek… to jest długa historia i chyba ją opiszę na swoim blogu ;-) Na koniec dodam, że jechałam do Niemiec bez żadnych uprzedzeń – przeżyłam jednak twarde zderzenie z rzeczywistością i bardzo się zawiodłam…
Aleksandra eM.
11 grudnia, 2014 at 5:01 PMMoże to kwestia tego gdzie się znajdujesz… Mieszkałam pewien czas w Turingen i chciałam stamtąd jak najszybciej uciec. Myślę, że Niemcy, co zresztą już nie raz pisałam, ciągle są podzieleni na część wschodnią i zachodnią. A granica zrodziła mnóstwo uprzedzeń. Przede wszystkim do Polaków, choć nie tylko. Zresztą to zbyt głęboki temat, którego nie da się jednoznacznie skrócić w jednej notce.
Jola
3 listopada, 2015 at 1:30 AMOgolnie, ta Biurokracja to prawdziwy dramat, jezyk jak dla mnie tez logiczny i ciekawy moze dla tego bez szkoly jezykowej po 2 latach pobytu juz bylam komunikatywna . Denerwuje mnie to ze jak jestem przeziebiona to lekarz jest daleki od wystawienia antybiotyku . Łatwo nie jest i nic łatwo nie przychodzi, jedyny plus dla mnie ze juz mam w pracy ktora kocham umowe na stale i zarobek nie minimalny . Z cala reszta trzeba sobie jakoś radzic. Moze kiedys w PL poprawi sie na tyle zeby wrucic bo jak by nie patrzec tu zawsze bede nie u siebie 😕
Grzesiek
31 sierpnia, 2016 at 7:40 PMAleksandra, w jakim mieście mieszkasz, że pogoda jest taka zmienna?
Aleksandra
11 września, 2016 at 4:08 PMnieopodal Monachium ;)