Menu
ŻYCIE W NIEMCZECH

Co mnie denerwuje w Niemczech?

Tak. I ten moment musiał w końcu nadejść. Przez swoistą dojrzałość. Przez upływ czasu. Przez doświadczenie, które nas kształtuje. I przy okazji odrobinę choć, ale zawsze, zmienia. Ale także dlatego, że tak wiele mnie denerwuje w Niemczech, tak wiele! Tak. Lada moment minie 7 lat, jak zdecydowałam się wyjechać, „na stałe” choć nie taki był cel, za naszą zachodnią granicę. Sama nie potrafię w to uwierzyć. Zastanawiam się czasem, gdzie jest ten czas, bo mam wrażenie czasem jakbym w połowie go przespała.

Doskonale wiem, że zawsze idealnie jest tam, gdzie nas nie ma. Doskonale wiem, że życie bywa i trudne, i łatwe, a sami możemy próbować mu pomóc wyjść na… najbardziej prostą ścieżkę. Doskonale wiem, że moje życie jest moje, nie czyjeś. I wiem, że ten mój świat jest mój, że sama sobie go wybrałam. Wypracowałam. Wydeptałam.

 

Zanim zapoznasz się jednak z rzeczami, które uświadomią Ci co mnie denerwuje w Niemczech, pamiętaj, że każdy z nas posiada coś szczególnego – pełną swobodę wyrażania swoich uczuć. I to, że czasem psioczę na miejsce, w którym jestem, że coś mi nie pasuje, że nie jest tak, jakbym chciała, nie znaczy, że natychmiast muszę się spakować i wrócić do Polski. Jestem pozytywną osobą i staram się dostrzegać piękno w każdej rzeczy, która mnie spotyka. Stąd tyle zachwytów nad krajem Goethego na tym blogu. Raczej bliżej mi do optymistki, jak realistki, stąd wiele niedociągnięć bywa często pominiętych, bo przecież będzie lepiej. Będzie dobrze. Będzie pięknie. Nie zważając na ciężar problemu. Ale jak każdy, miewam chwile bardziej melancholijne. Miewam chwile słabsze. Miewam chwile pełne wątpliwości. A za nimi następuje etap narzekania. Bo przecież pochodzę z Polski, a wiadomo – my musimy sobie czasem ponarzekać ;)

JĘZYK

Mów co chcesz. Denerwuje mnie ten język. Niby nie zawsze, ale jednak często. Jest w nim coś, co mnie pociąga. Coś, co sprawia, że chcę się go uczyć. Że chcę być lepsza i lepsza. Pociąga mnie jego logika. I denerwuje mnie jego logika. Jego porządek. Jego… brzmienie.

Język to dla mnie bardzo ciężka kwestia. Możesz się śmiać, możesz płakać, możesz nie wierzyć – kocham go i jednocześnie nienawidzę. Jeśli ktokolwiek zastanawiał się kiedyś, czy można czuć te dwa, jakże przeciwstawne uczucia naraz, to tak – jestem idealnym przykładem.

STEREOTYPOWY PORZĄDEK

Niedostrzegany na codzień. Nie mam pojęcia skąd to się bierze, ale stereotypy to w Niemczech ciągle dość powszechne budowanie zdania o innym człowieku. Jesteś z Polski? Aha… Jesteś z Turcji? Aha… Tak wiem, że w każdym stereotypie jest odrobina prawdy, a one nie wzięły się znikąd. Ale jestem bardzo przewrażliwiona na punkcie wrzucania wszystkich do jednego wora, tylko ze względu na pochodzenie. Bo to o nie tutaj chodzi. Nie o religię, czy kolor skóry – to tutaj w Niemczech nie ma znaczenia, właśnie przez multi-kulturowość kraju. Ale ciągle, mimo tej multi-kulturowości, jest coś, co „usprawnia” porządkowanie ludzi. I wierz lub nie, ale jest to właśnie pochodzenie. Przez te kilka lat wiele razy miałam przyjemność właśnie ten stereotyp odczuć bezpośrednio na sobie.

CENY

Nie wszystkiego rzecz jasna, nie o to mi chodzi. Zarabiam w euro, wydaję w euro – normalne. Stać mnie przecież na dużo więcej jak w Polsce, prawda? Mimo to, gdy przychodzi na przykład, biorąc pod uwagę ostatnie, dość ciężkie tygodnie, wyremontować się, urządzić, umeblować, dochodzę do wniosku, że w Polsce dało się to ogarnąć taniej. Mam dziwne wrażenie, że wiele rzeczy ma po prostu zawyżone ceny, tylko z tego względu, że są dopasowane do niemieckiej średniej krajowej. I jest to mega wkurzające, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że mógłbyś mieć to coś dużo taniej, gdybyś np.mieszkał bliżej polskiej granicy ;)

GODZINY OTWARCIA URZĘDÓW

Denerwuje mnie fakt, że chcąc coś załatwić, mogę zrobić to jedynie w… czwartek. To jedyny dzień, kiedy urzędy otwarte są dłużej, niż w resztę dni tygodnia. Jeśli jednak moja praca się przedłuży, muszę czekać kolejny tydzień, lub wziąć sobie wolne, by w inny dzień odwiedzić urząd do godziny 12.

WOLNY TRYB PRACY

Mimo, że bezstresowe życie pracownicze jest fajne, i sama temu uległam kilka lat temu,to ciągle jest to spory temat do nerwów. Jako osoba, która nadzoruje pracę innych, która tą pracę rozdziela, która rozliczana jest z efektów, jestem wiecznie najbardziej zestresowaną osobą w pracy, tylko dlatego, że stresuje i denerwuje mnie powolność oraz niedokładność innych. Wiem, że oni już tak mają, że w pracy nie należy się „pocić” i że ma być przyjemnie i miło, ale niestety temat jest dla mnie płachtą na byka, mimo, że moim patronusem jest koziorożec (w pewnych kręgach zwany jednorożcem ;)). Do dziś nie potrafię pracować powoli, po łebkach czy też rozwięźle. Nie nauczyło mnie tego nawet te ponad sześć lat.

PRZEKONANIE O SWOJEJ WYŻSZOŚCI

Niemieckie marki, niemieckie produkty, niemiecka gospodarka. Wystarczy chyba, by podkreślić jak bardzo ten temat jest tu zakorzeniony i nawet nie dopuszcza się innych możliwości. Większość Niemców przekonana jest „odgórnie” o doskonałości swoich, rodzimych produktów, jakby co najmniej wyssali tą wiedzę z mlekiem matki. A spróbuj ich przekonać, że „dobre, bo polskie”! No way! To prawdziwa Mission Impossible!

_____________________________________

Jest pewnie jeszcze sporo rzeczy, które wyprowadziłyby mnie z równowagi bez najmniejszego problemu, ale staram się nie ulegać wszystkiemu w koło. Jest wiele tematów, które są nurtujące i stresujące. Ale nie chodzi o to, by szukać zła w każdym miejscu, w którym wylądujemy i będziemy chcieli rozpocząć życie od nowa. Chodzi o to, by mimo tych przeszkód, które umiejętnie podnoszą nam ciśnienie, z uśmiechem na ustach iść dalej do przodu.

Bo w końcu wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.

A trawa blaknie samoistnie po kilku latach.

Nawet mimo pełnego optymizmu.

_____________________________________

No, ja już sobie ponarzekałam. Od razu mi lepiej! A u Ciebie jak to wygląda? Jest coś, co denerwuje Ciebie w kraju, w którym mieszkasz? Podziel się! Nie wierzę, że jestem sama ze swoim „problemem” ;)

12 komentarzy

  • inna bajka
    6 listopada, 2015 at 10:54 PM

    Mi tez stuknie 6 lat w Dojczlandii za pare miesiecy. Czas tak szybko leci…
    Zgadzam sie z punktami:
    Jezyk. (Kurcze, wszystko lepiej do glowy wchodzi jesli sie to pokocha, ale ja niemieckiego nie kocham. Niemiecki jest przydatny, super sie nadaje jako jezyk instukcji obslugi sprzetow kuchennych itd. Uzywam niemieckiego codziennie w mowie i pismie, ogladam telewizje itd ale na przyklad do dzis nie przekonalam sie do niemieckiej literatury. Czytam i jestem zawiedziona, nie moj styl. Ja piekna tego jezyka nie czuje. Ja duzo czytam, ale do tej pory polubilam ksiazki tylko jednego niemieckojezycznego autora. No i on akurat nawet nie jest Niemcem tylko Szwajcarem :)

    Godziny pracy urzedow – ja bym do tego dodala tez godziny otwarcia sklepow (w niedziele wszystko pozamykane) oraz dyktatura majstrow i panow odpisujacych stan licznika itp. Zapowiadaja sie zawsze w tygodniu miedzy 09:00 a 14:00 i nie sa w stanie powiedziec dokladnie kiedy beda. To tak jakby kazdy byl emerytem albo bezrobotnym, ktory moze sobie bez problemu zarezerwowac pol dnia na czekanie, az fachowiec bedzie tak mily i sie pojawi.

    Tak, tak, wszystko co niemieckie jest synonimem jakosci i wsokich standardow – przyklad Voklswagen, wybor Niemiec na gospodarza WM itd…

    Nie spotkalam sie z kolei z negatywnymi stereotypami dotyczacymi roznych narodowosci. Moze dlatego ze pracuje w miedzynarodowej firmie, gdzie ludzie sa bardzo otwarci i maja tyle kontaktow z zagranica, ze wiedza, ze szufladkowanie jest badzo krzywdzace. U nas bardziej gra sie stereotypami („Dlaczego Marco nigdy nie je wloskich dan na stolowce, przeciez jest Wlochem?” -„No wlasnie dlatego. On wie jak powinny smakowac, wiec te ze stolowki omija szerokim lukiem”)
    Dodam kilka moich punktow:
    Asertywnosc Niemcow jest trudna do pojecia dla obcokrajowcow – przyklad. Bylismy z moim chlopakiem – Niemcem w parku. Obok przechadzala sie inna para. Moj chlopak zapytal pania czy moglaby nam zrobic zdjecie naszym aparatem. Pani odmowila bo powiedziala, ze nie ma ochoty. Zapytala swojego meza, ale on odpowiedzial, ze tez nie ma ochoty. No comments. Bylam w ciezkim szoku. Zdjecie zrobila nam mila Turczynka, z ktora dogadalam sie na migi.
    Cos co mnie nie irytuje ale bardziej rozsmiesza (i w sumie teraz tez sie powoli taka staje) – niemieckie planowanie na wiele miesiecy na przod. Przyklad: kolezanka z pracy juz na poczatku styczniu poprosila o dwa dni urlopu w pazdzierniku. Bo wybierala sie na festiwal, juz w styczniu kupila bilety…(W koncu i tak nie pojechala, bo wyladowala w szpitalu z zapaleniem wyrostka – no ale w pracy jej nie bylo :) W Polsce to typowo .. do pazdziernika to trzeba dozyc itd. Ludzie jeszcze w piatek nie wiedza co beda robic w weekend, luz i spontan. Ale ja sama niemczeje, w zeszlym roku wszystkie prezenty gwiazdkowe dla rodziny mialam gotowe pod koniec pazdziernika. To dobra taktyka, bo w Niemczech przedswiateczny tlok w sklepach widac juz w listopadzie, wszystko w wiekszym wyprzedzeniem niz w Polsce.
    Ostatnia sprawa – ktora mnie nie irytuje, ale przeraza i sprawia, ze sie oblewam zimnym potem. W Niemczech (przynajmniej zachodnich) maskulinizacja niektorych zawodow, sprawia, ze mozna zapomniec, ze mamy XXI wiek. Maz mi pokazal zdjecie pamiatkowe ze szkolenia zawodowego (jest inzynierem). Na 22 osoby 3 kobiety, w tym jedna to byla sekretarka szefa. To nie jest smieszne, to az strach sie bac. Moze mam zle rozeznanie, bo pochodze z rodziny inzynierow i architektow, ale w pracy mojej mamy zawsze bylo okolo 50 na 50. Juz nie wspominam, ze wiele zon tych panow nie pracuje, bo po co, maz dobrze zarabia…To samo bylo jak poszlam na kurs programowania makr w excelu, w pierwszej chwili czulam sie jak kobieta ktora przez pomylke weszla do meskiego klubu sportowego. Masakra.

    Reply
    • Aleksandra eM.
      23 listopada, 2015 at 5:05 PM

      Dzięki wielkie za ten komentarz! :) Przyjemnie jest zobaczyć spojrzenie innych na ten problem :)

      Reply
  • Radosław Lubor
    10 listopada, 2015 at 9:27 PM

    Ja tak nieco nie na temat, ale muszę się tym podzielić, bo właśnie odkryłem w języku niemieckim słowo, które mnie urzekło. Eischnee. Nie dość, że samo w sobie piękne, to jeszcze „odpowiada” za pyszne rzeczy :D

    Reply
  • Diana
    29 listopada, 2015 at 1:25 PM

    Masz racje z tym jezykiem niemieckim, lubi sie go i nienawidzi jednoczesnie :)

    Reply
  • Monika
    29 grudnia, 2015 at 12:51 PM

    U mnie niedługo minie rok, jak mieszkam w Niemczech i dostrzegam rzeczy, które mnie denerwują, choć przed wyjazdem z Polski sądziłam, ze to kraina mlekiem i miodem płynąca ;-)
    Powolność i niedokładność w pracy. Zgadza się. Jestem tez spod znaku styczniowego rogacza, co to chce zawsze, by było dokładnie, na czas, równo poukładane i zrobione. Niestety tu tak się nie da, niemiecka dokładność i pracowitość to stereotypy, raczej przyświeca w pracy maksyma powoli do przodu. Przerwa obiadowa to świętość, choćby się waliło, paliło, telefon dzwonił, to my jemy teraz obiad i nas w biurze nie ma, dzwonienie w godzinach 12-13 jest zabronione ;-)
    Godziny pracy urzędów i banków. Nie mogłam pojąć na początku, czemu trzeba się umawiać na termin w banku, jeżeli chce się otworzyć konto. W Polsce podchodzę do okienka i sprawa jest załatwiana od reki. W poważniejszych tematach załatwienie sprawy w niemieckim banku rozciąga się na kilka czwartków…
    Co do stereotypów to się póki co nie spotkałam z jakimiś negatywnymi uwagami na mój temat i kraj, z którego pochodzę. Byc może dlatego, ze także pracuje w międzynarodowej firmie, obcokrajowcy to u nas standard i rzecz normalna :-)
    Język. Choć nie brzmi najpiękniej na świecie, to lubię go, lubię się go uczyć i lubię tez czytać niemieckie książki :-)
    Co mnie jeszcze denerwuje? Spóźniające się pociągi. Tlok w środkach komunikacji w Monachium, korki na autostradzie… Ale to, w porównaniu z Polska, są tzw. problemy luksusu ;-)

    Reply
    • Aleksandra eM.
      1 stycznia, 2016 at 3:26 PM

      A myślałam, że tylko ja jestem takim denerwującym rogaczem :D to fakt, spojrzenie się zmienia w zależności od punktu siedzenia, ale wychodzi na to, że chyba faktycznie nigdzie nie jest idealnie ;) wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku! I może w końcu wybiorę się kiedyś w stronę München :)

      Reply
  • agnieszka.blogger
    14 stycznia, 2016 at 12:55 PM

    U mnie minie niedługo 4 miesiące jak mieszkam w Niemczech… Mało, ale to czas chyba najbardziej podatny na wszelkiego rodzaju kryzysy i zapewne dlatego piszę akurat pod takim postem ;)

    Nie lubię języka niemieckiego. Gdyby nie sytuacja, w której się znalazłam nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, by się go zacząć uczyć. Niestety życie zweryfikowało i całkowicie odwróciło moją listę 'lubię/nielubię’ i powoli będę musiała się do języka przekonać ;)

    Nie lubię tego, iż korzystanie z komunikacji miejskiej kosztuje zawrotne pieniądze. Gdy chcę wyskoczyć na chwilę do dużego miasta (kilka kilometrów) z mojego małego miasteczka muszę zapłacić 4 euro za bilet jednorazowy w jedną stronę. Absurd, bo za cenę takiego jednego biletu kupię produkty na fajny obiad dla 2 osób.

    Nie lubię też godzin pracy urzędów. Jeśli mam coś załatwić, muszę to właśnie planować na czwartek. Dzisiaj właśnie mam zamiar w końcu zameldować psa w urzędzie i mam nadzieję, że w końcu mi się to uda. Dodatkowo już się nauczyłam, aby nigdy nie planować załatwiania czegokolwiek przed świętami i po nich, bo praktycznie wszyscy są na urlopie (łącznie z lekarzami i sekretarkami), eh.

    W ogóle teraz mam czas doła, bo nie mogę znaleźć pracy, urzędy mi odmawiają, daleko do domu, pieniędzy nie ma, języka nie dam rady szybko przyswoić i w ogóle wszystko nie tak. Pozytywne jest tylko to, że ruszyłam procedurę załatwienia kursu językowego.
    Dodatkowo najbliżsi z Polski nie pomagają, bo wiecznie rozmowy typu: a kiedy przyjedziecie, może wracajcie, teraz w Niemczech nie jest bezpiecznie itd. Eh…

    Jedno mnie tutaj trzyma, że mąż ma pracę oraz to, że mieszkamy w fajnym mieście, wynajmujemy ładne, umeblowane przez nas mieszkanie i damy radę spokojnie opłacić wszystko i utrzymać się z jego wypłaty. I chyba zbyt dużo pieniędzy wpakowaliśmy w całe to przedsięwzięcie, aby teraz tak łatwo zrezygnować.

    Uff, wyżaliłam się :)

    Pozdrowienia z okolic Mannheim, Agnieszka :)

    Reply
    • Aleksandra eM.
      28 stycznia, 2016 at 5:18 PM

      Jestem w stanie doskonale Cię zrozumieć, bo… jakoś tak ten Twój komentarz jest mi bliski!

      Bywa ciężko, dołująco i jak to określiłaś, okoliczności nie sprzyjają. Ale może być naprawdę lepiej. Może być dobrze! Naprawdę, jestem tego doskonałym przykładem :) Czasem po prostu potrzeba troszkę więcej czasu… Powodzenia!!! :)

      Reply
      • agnieszka.blogger
        29 stycznia, 2016 at 7:30 PM

        Chyb a po prostu brakuje mi wytrwałości :)
        W Polsce łatwo by było mi coś tak po prostu porzucić, a tutaj… już nie bardzo :)
        I widząc właśnie takie blogi jak Twój, wiem, że nie warto jest się poddawać. Powoli wszystko pójdzie do przodu :)
        Dziękuję! :)

        Reply
  • Kaska
    8 lutego, 2016 at 12:15 AM

    Temat dla mnie idealny :) 4 lata w Niemczech..mąż Niemiec.. Wszystko co jest niemieckie jest najlepsze, dzielą sie po 25 latach wciąż na zachód i wschód, bywają leniwi, sztywni, bez poczucia humoru- bądź, co gorsze z niemieckim poczuciem humoru ;) ostatnio szukam tego co mi sie tu podoba, bo określenie tego przychodzi mi z większym trudem..

    Reply
  • Alkowa
    8 lutego, 2016 at 8:53 PM

    Właśnie minęło pół roku odkąd mieszkam w Niemczech. Na razie jedyną rzeczą, która spędza mi sen z powiek jest… posiadanie znajomych – a właściwie ich brak. Nie mówię jeszcze po niemiecku, zaczynam naukę od podstaw, więc minie pewnie sporo czasu zanim, po pierwsze: poznam język na tyle, aby się nim swobodnie posługiwać oraz po drugie: zanim poznam sposób w jaki komunikują się ze sobą Niemcy ;) bo póki co czuję ich ogromny dystans do obcokrajowców nie mówiących w ich ojczystym języku. A że nie jestem wylewną osobą… cóż. Powiem odważnie: Niemcy nie lubią introwertyków. Nadmienię, że nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów, przynajmniej w Polsce – mam gro znajomych. Ale póki co, jest mi bardzo trudno się tu zaklimatyzować i nie ma dnia żebym nie myślała: co ja robię nie tak? ;)

    Reply
  • Maria
    23 października, 2016 at 8:09 AM

    Hej ! Dzięki za tego bloga ;) Szukałam bloga na temat życia w Niemczech, bo jak do tej pory na nic takiego nie trafiłam. Zawsze interesowałam się życiem w Skandynawii i znam pełno blogów na ten temat, jednak ostatnio stwierdziłam, że skoro mieszkam juz jakiś czas w Niemczech to może warto poszukać czegoś właśnie o Niemczech ;) Czytam Twoje wpisy i komentarze akurat w takim momencie, w którym mam ochotę wszystko rzucić i wracać do PL, bądź też zaczac w innym kraju. Mieszkam tutaj z partnerem i córeczka juz 2,5 roku i jak na razie większość spraw idzie źle i wcale nie przesadzam, poniewaz zawsze byłam pozytywnie nastawiona do życia i zmian, które sami wprowadzamy – przeprowadzka tutaj była naszym wyborem. Jednak naprawdę co chwilę idzie coś nie tak, a kiedy już jest lepiej i zaczynam myśleć, że wszystko jest na właściwej drodze to znowu coś się wali ;d Czasem się zastanawiam, czy to nie są jakieś takie znaki, które mają mnie wrócić do PL ;) Dzięki Twoim wpisom i niektorym komentarzom poczułam się trochę lepiej, chociaż czasem mam naprawdę dość.

    Reply

Leave a Reply