Menu
ŻYCIE W NIEMCZECH

Jak to jest być kelnerką w Niemczech?

Jak wiesz, moja zmieniająca życie, niemieckojęzyczna zresztą, przygoda zaczęła się TUTAJ w hotelu w którym pracowałam jako pokojówka. Szybko zapragnęłam jednak czegoś innego. Chciałam chłonąć język, uczyć się jak najwięcej i jak najszybciej, oraz… być kelnerką.
Dzisiaj, gdy zastanawiam się, dlaczego tak szybko zmieniłam pokojówkową pracę, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć… może tak już mam? Wydaje mi się, że zawsze należałam do ludzi, którzy nie lubili marnować szans, którzy nie chcieli żałować, że nie spróbowali. Tak chyba było tym razem się, że pracując jako pokojówka, szukałam innych możliwości. Jedną z nich była możliwość wyjazdu do pracy nad niemieckie morze i możliwość być kelnerką. A ja kocham morze. Więc jak mogłabym nie spróbować tego całego kelnerowania?

Zobacz mój film, w którym opowiadam o pracy na stanowisku kelnerki w Niemczech.

Pierwsze co zaproponowano mi telefonicznie, to możliwość przyjazdu na weekend, by zobaczyć jak wygląda hotel, zobaczyć kuchnię, poznać pracowników, kierownictwo, zakochać się w okolicy. A to wszystko na koszt hotelu!!! Był to dla mnie dość duży i oczywiście pozytywny szok, i postanowiłam spróbować, no bo jak to tak… jedyne za co musiałam zapłacić to podróż.

Pamiętaj, że ja kocham morze, więc możesz sobie wyobrazić moją reakcję, gdy w końcu dodarłam na miejsce i zobaczyłam ogromny hotel na małym wzniesieniu, u stóp którego znajdowała się plaża… możesz wyobrazić sobie moją minę, gdy zobaczyłam niekończącą się przestrzeń tafli wody, którą widać z większości okien hotelu. A ja miałam tu być kelnerką!

Miejsce zachwyciło mnie od pierwszego westchnienia i zachłyśnięcia się tamtejszym powietrzem. Zakochałam się. Pomijając oczywiście inne aspekty, które miałam poznać po przyjeździe, a okazały się jak najbardziej w porządku, chciałam tam zostać jak najdłużej…

Ale nigdy wcześniej nie pracowałam jako kelnerka. I przerażał mnie odrobinę dużo większy kontakt z niemieckojęzycznym klientem, niż ten, który miałam pracując jako pokojówka. Trochę się wystraszyłam, że nie podołam. Ale przyszło co do czego, obiecano i zagwarantowano mieszkanie w hotelu za 100 euro miesięcznie, jedzenie i picie w cenie (pracowałam na kuchni więc w efekcie wyglądało to tak, że na śniadanie, także w dzień wolny, schodziłam do kuchni, gdy byłam głodna – nie było problemu ze zrobieniem sobie kanapki, mleka z płatkami itd, dodatkowo spożywając oczywiście obiady jakie były robione codziennie dla pracowników).

Pierwszy dzień był dla mnie ogromnie stresujący, ale jak szybko się okazało, bezpodstawnie i spodobało mi się być kelnerką w tym fajnym hotelu. Zaczęłam od obsługi śniadań, które serwowane w postaci szwedzkiego bufetu, raczej nie należą do skomplikowanych :) Każdego dnia byłam bardziej biegła w obowiązkach, coraz lepiej dogadywałam się z gośćmi czy współpracownikami. Ale…. co tak naprawdę robiłam?

Zaczynałam pracę o 6, czasem o 7 (śniadania mozna było jeść od 7 do 10.30 – po nich następowała przerwa śniadaniowa dla pracowników). Gdy przychodziłam na 6 rano, należało sprawdzić wszystkie stoły, czy na przykład z zastawy nigdzie niczego nie brakuje, należało wystawić wszyskie soki, przygotować talerze przy artykułach spożywczych jakie w tym czasie szykował i wystawiał kucharz (dżemy, marmolady, sery, wędliny… wiecie, i milion innych rzeczy ;)). Naturalnie trzeba było włączyć wszystkie światła, odpalić odpowiednią muzyczkę, pootwierać drzwi. Przygotować imbryki na herbatę przy bufecie, sprawdzić czy sztućce przy nim potrzebne są na miejscu (noże, szczypce, widelce, łyżeczki itd…). Dodatkowo musiałam uruchomić ekspres i zaparzyć 20 litrów kawy (którą później jako kelnerka serwowałam w termosach), nalać do małych dzbanuszków śmietanki w liczbie takiej, ile stolików było nakrytych danego dnia. I do 7 zdążyć wymyć szkło, które było zaległym po nocy…

O 7 pojawiali się pierwsi goście, którzy bali się że inni zjedzą im to co najlepsze, ci którzy nie mogli spać albo ci, którzy właśnie opuszczali hotel (nie mam pojęcia czemu, skoro czas mieli do 11). Generalnie całe śniadanie polegało na tym by latać między stolikami, świeżym gościom proponować kawę (czasem zamiast zwykłej z termosu życzyli sobie Latte, czasem Cafe ou lait itd… dzieciom proponować ciepłe mleko, kakao lub jakiś sok), zbierać brudne talerze, pilnować zapasów talerzy przy bufecie, i sprężać się z nakładaniem nowej zastawy, gdy goście opuścili stolik. Czasem dochodził także taras i stoliki na nim, gdy była oczywiście odpowiednia pogoda.

Wrażenia? Być kelnerką to praca bardzo prędka, szczególnie gdy na śniadaniach mieliśmy powyżej 150 osób. Największy szum był zawsze w okolicach godziny 9, a tłok największy oczywiście weekendami + w te dni, kiedy hotel organizował śluby.

Ale czułam się tam cudownie, jak ryba w wodzie. Czułam, że mimo wykształcenia jakie mam, ta praca jest dla mnie dobra, czułam że w sumie mogłabym tak się rozwijać.

Bearbeitet-6-bearbeitet

A co robiło się po śniadaniu? Sprzątało :)

Segregowało pranie (serwety, obrusy, serwety i jeszcze raz obrusy…), zamiatało, odkurzało, myło, płukało, przewoziło, polerowało szkło i sztućce, uzupełniało zapasy w lodówkach kelnerów w kuchni (wina, soki, wody itd). Przygotowywało się bufet i restaurację pod ewentualny Mittag (lunch) jeśli takowy był (śluby lub spotkania biznesowe). Po nim przygotowywało się restaurację na Abendbrot (kolacja), zawsze dokładnie sprzątając.

W zasadzie Mittagessen i Abendbrot to już czysta zabawa w serwowanie posiłków. Trzeba było znać numery stolików, odbierać danie od kucharza i zanieść do odpowiedniego stolika. Restauracja w której pracowałam, to nie byle bufecik u Stasi przy drodze, tylko stety bądź nie – Gourmet Restaurant, co sprawiało, że należało zadbać o prawidłowe podanie posiłku oraz kulturę. Jakby nie było tutaj języki obce mi się przydały ;)

Czasem dodatkowo jeszcze uzupełniało się sale konferencyjne w odpowiednie napoje, ciasta itp, jechało się z posiłkiem do danego pokoju (np. ze śniadaniem lub lunchem).

Początkowo moja dniówka kończyła się na sprzątnięciu przed kolacją i przygotowaniu stolików pod nią, czyli w okolicach godziny 17. Jednak szefostwo chyba szybko zauważyło mój potencjał, bo szybko zaczęłam radzić sobie wieczorami (wtedy pracowałam od 8 do 12, następnie miałam 5 godzin wolnego i przychodziłam na 17 do końca).

Było magicznie, ludzie byli naprawde super, i goście i współpracownicy. Każdy był pomocny, sympatyczny i zawsze uśmiechnięty, co sprawiało że i ja nie martwiłam się tym czy robię dużo błędów próbując coś wytłumaczyć po niemiecku… Na koniec dnia myło się większość zużytego szkła (niestety nie wszystko, zaraz się dowiecie dlaczego), szykowało stoliki na śniadanie na następny dzień, myło ekspresy, szorowało podłogę… A gdy już wszyscy goście sobie poszli i wszystko było sprzątnięte, każdy z pracowników nalewał sobie co chciał do kufla, kieliszka, szklanki (do wyboru do koloru), i siedzieliśmy przez kolejną godzinę, czasem więcej, gadając, smiejąc się, pijąc… Tak, stąd to szkło rano :)

Mimo, że to całe być kelnerką proste nie jest, dawało mi to ogromną satysfakcję. Uważam jednak, że praca nie jest dla ludzi powolnych, spokojnych, lub wolniej myślących (od razu mówię, że nie chcę tu nikogo urazić, chodzi mi po prostu o bardzo, bardzo spokojnych ludzi, którzy nie muszą poruszać się jak mały, szybki samochodzik na baterie, no… wiesz o co halo). Przydaje się prędkość, stabilność i opanowanie :) Ja uwielbiałam moich gości, oraz ich dzieci, które przychodziły do mnie i dziękowały mi za kakao, albo sok, lub jakieś 'przemycone’ ciasteczko, i wyciągały łapkę dając mi 1 lub 2 euro…

Pracując jako kelner trzeba mieć oczy dookoła głowy, szczególnie w takich miejscach jak hotel, kiedy trzeba zadbać o wszystko. Trzeba być uśmiechniętym i pogodnym. Umieć przyjąć krytykę i zrozumieć, i przygryzając język także przeprosić, gdy ktoś ma do nas o coś problem – w końcu 'klient nasz pan’ (i tacy się zdarzają choć rzadko). Ale myślę, że warto zafundować sobie takie doświadczenie, chociaż na wakacje…. Zobaczysz wtedy ludzi na tym stanowisku w zupełnie innej formie i może ci, którzy nie bardzo potrafią uszanować kelnerów i zrozumieć kwestie napiwków przejrzą na oczy… :)

Gdyby nie to, że mój Mąż dostał ofertę pracy w zawodzie na południu kraju za sporo lepsze pieniądze jakie otrzymywał na tym stanowisku na północy Niemiec, pracowałabym tam z pewnością dalej. Polubiłam to miejsce, tych ludzi, ten klimat… i jeszcze bardziej pokochałam mieszkanie nad morzem.

Ale kto wie… może kiedyś znów zamieszkam nad jakąś wielką wodą…? :)

Plusy:

– kontakt z ludźmi

– nabieranie wprawy w noszeniu tacy z wieloooooma rzeczami

– nabieranie szybkości i sprawności w ruchach

– umiejętność szykowania zastawy na stół na bardzo wysokim poziomie

Minusy:

– bardzo prędka praca

– dla kogoś bez języka – bardzo stresująca praca

– generalnie stresująca praca

ZAROBKI:

Niewiele większe od tego, co miałam na pokojach. No kurczę, chyba ta branża tak się rządzi, sama nie wiem. Ale praca w hotelarstwie, od poniedziałku do niedzieli, w każdy świątek, piątek i niedzielę, za 8,55€ brutto na godzinę, przy wizji braku własnego życia (bo przecież ciągle jesteś w pracy), nie daje za dużo motywacji. Nawet napiwki (które coraz częściej są sumowane jako praca całego teamu, i rozdzielane po równo na wszystkich!), nie budują pozytywnej atmosfery wokół tego tematu. Na chwilę obecną większość zarabia w tym zawodzie około 1374,58€ brutto. Plus napiwki oczywiście.

EDIT
Średnie zarobki na stanowisku kelnerki na przestrzeni ostatnich lat:
2014 rok – 1374€
2016 rok – 1850€
2019 rok – 2400€

alessain

12 komentarzy

  • Paulina Chmielewska
    9 sierpnia, 2014 at 7:42 AM

    Świetnie to wszystko opisałaś. Kelnerka. Teoretycznie o czym tutaj opowiadać. Pierwsze przez myśl mi przeszło, że pewnie będzie akapit, czy dwa, przeczytam i stąd wyjdę, ale nie, znów zaskakujesz. Bardzo dobrze napisany tekst.

    Sama nie wiem, czy nadawałabym się na kelnerkę, ale jeżeli trafiłaby się podobna okazja, pewnie też bym skorzystała i zaryzykowała. Kto nie próbuje, ten nie ma. Chociaż ja może nie w Niemczech, bo z językiem problem ;)

    Reply
    • Aleksandra
      10 sierpnia, 2014 at 2:56 PM

      Jeszcze kilka lat temu dałabym rękę sobie uciąć zapierając się nogami i pozostałą ręką, gdyby ktoś powiedział mi, że wyląduję właśnie w Niemczech :)

      Reply
  • Agnieszka Stachowiak
    28 sierpnia, 2014 at 8:34 PM

    Wow, po przeczytaniu tego postu stwierdzam, że dawno nie miałam do czynienia z osobą tak pozytywnie nastawioną do swojej pracy:) Świetnie to opisałaś. Wydaje mi się, że w pewnym sensie traktowałaś tę pracę jak piękną przygodę:) Aż sama bym chciała spróbować.

    Reply
    • Aleksandra
      29 sierpnia, 2014 at 7:23 PM

      Próbuj każdej okazji jaka się pojawia i niczego nie żałuj – to najlepsze, co można zrobić dla siebie i cieszyć się każdą „zwykłością” w codzienności :)

      Reply
  • Pol Schland
    28 września, 2014 at 11:08 AM

    Jak miło w końcu poczytać o kimś zadowolonym z pracy tu i ze współpracowników! Pozdrawiam :)

    Reply
    • Aleksandra
      29 września, 2014 at 1:24 PM

      Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak wielu naszych rodaków, nawet wyjeżdżających tutaj, jest stale niezadowolonych z codzienności, pracy, zarobków, życia… a przecież, mimo wszystko, jest lepiej jak w Polsce skoro tu są, prawda?

      Reply
  • Agnieszka Moniak
    11 października, 2014 at 12:08 PM

    Ciekawe doswiadczenie. i pewnie wiele uczaca praca na wakacje, kilka miesiecy? Nie wiem. Mi by nie odpowiadala na cale zycie ani na zaden dluzszy czas i juz raczej nie w moim wieku, z pewnym doswiadczeniem i dorobkiem. Pozdrawiam.

    Reply
    • Aleksandra
      12 października, 2014 at 12:12 PM

      Każda praca uczy nas czegoś nowego, nieważne czy nam odpowiada, czy też nie :) Dziękuję za komentarz!

      Reply
  • Fra Line
    12 października, 2014 at 11:51 AM

    Bardzo dobry tekst. Sama niekiedy muszę w pracy wykonywać obowiązki, które do moich ulubionych nie należą. Zdarzają się również, tak jak wspomnialas, sytuacje kiedy trzeba ugryźć się w język i przyjąć krytykę (niekoniecznie sprawiedliwą), należy jednak pamiętać, że z jakiegoś powodu znaleźliśmy się tu gdzie jesteśmy.
    Nie każdy ma tyle szczęścia by znaleźć pracę w otoczeniu ludzi miłych i życzliwych. Sama zmuszona jestem przymykać oko na głupie komentarze i uwagi w godzinach pracy ale z drugiej strony to nie koniec świata- „Różnych Pan Bóg ma stołowników” mawia mój tata :) A ta praca daje mi niezależność, możliwość rozwijania się, podejmowania decyzji a i odlozenia paru groszy- lepsze to niż nic.
    Zgadzam się, że taka praca, choćby przez kilka miesięcy, może dużo nauczyć. Przede wszystkim pokory i szacunku dla drugiego człowieka.
    Pozdrawiam :)

    Reply
    • Aleksandra
      12 października, 2014 at 12:15 PM

      Bardzo dziękuję za tak rozbudowany komentarz! Praca nie powinna wywoływać w nas smutku i fal depresji, bo każda wnosi do życia coś nowego. Każda daje nam coś zupełnie innego, i każda ma swoje dobre i złe strony. Ale warto szukać tych dobrych :)

      I jak najbardziej zgadzam się z ostatnim akapitem! :)

      Reply
  • FotoLab Rogorz
    30 kwietnia, 2016 at 1:01 PM

    Mam takie pytanie. Pracując od rana (potem 5 godzin przerwy) do nocy jak dawałaś sobie rade tak przez dłuższy czas. Jak długo tam pracowalas?

    Reply
    • Aleksandra
      30 listopada, 2017 at 7:07 PM

      4 miesiące. Przy większym zmęczeniu wykorzystywałam przerwę w ciągu dnia na sen ;)

      Reply

Leave a Reply